Ile osób już tu zajrzało?

Czym jest "Link do mojej głowy"?

Ten blog, to zbiór tego, co siedzi w mojej głowie.
Wszystko, co podpowie mi wena i serce, przekładam na różne teksty - wiersze, opowiadania, itp.
Ten blog to zsyp moich myśli, ubranych w słowa.

czwartek, 24 marca 2016

Ach, ci ludzie




- Gdzie ja jestem?
- Nie ma cię.
- Jak to?
- Umarłaś.
- Ale przecież mam ciało.
- I co z tego? Ale czy zostało coś jeszcze z twojego wnętrza?

Obudziłam się. Środa rano. Pora do szkoły. Nie mam najmniejszej ochoty tam iść. Na samo wspomnienie, że pierwsza jest matematyka, robi mi się słabo. Jakby było tego mało, mamy sprawdzian z pierwiastków. Gorzej być nie może!
Zwlekłam się z łóżka i powłóczyłam nogami do kuchni. Zrobiłam sobie poranną herbatę i kanapkę z pomidorem - rutynowe śniadanko. Najedzona poszłam się przebrać. Ubrałam na siebie moją ulubioną koszulkę z napisem "Smile makes everything better" i dżinsy. Uczesałam szybko włosy, ubrałam kurtkę, wzięłam plecak i wyszłam z domu, po czym zamknęłam drzwi na klucz.
Dzień, jak co dzień, prawda? Zaczyna się zwyczajnie - rutynowe śniadanie, rutynowa toaleta, rutynowe wywracanie oczami na widok ciężkiego plecaka szkolnego, jeden wielki rutynowy rytuał. Ale własnie te "dni, jak wszystkie inne" często okazują się tymi najgorszymi.
Po dojechaniu autobusem do szkoły, poszłam do szatni. Zostawiłam kurtkę, przebrałam buty... Wykonałam kolejną serię rutynowych czynności.
Pod salą, w której za dziesięć minut miała zacząć się lekcja matematyki, czekała na mnie moja przyjaciółka, Cassie.
- Cześć. - przywitałam się.
- Hej. - mruknęła pod nosem.
Już otworzyłam usta, aby zacząć z nią nasza rutynową poranną rozmowę o tym, co nam się śniło, kiedy Cassie odwróciła się do mnie tyłem i poszła do Mandy.
- Cassie... - próbowałam ją zatrzymać, a ona w odpowiedzi rzuciła mi tylko krótkie spojrzenie przez ramię, mówiące "o co ci chodzi?".
Co się stało? Zrobiłam coś nie tak?
- Ca... - podjęłam kolejną próbę zatrzymania jej, ale śmiała się już do Mandy.
Spuściłam wzrok i usiadłszy na podłodze, oparłam się o ścianę i podkurczyłam nogi.
Parę minut później zadzwonił dzwonek na lekcję. Na sprawdzianie za nic nie mogłam się skupić. Ciągle myślałam o Cassie. Po matematyce była biologia, Angielski, a po Angielskim chemia. Przed chemią podeszła do mnie Cassie i zaczęła rozmawiać, jak gdyby nigdy nic.
- Coś się stało? - zapytałam nagle.
- Nie, tylko ostatnio kłóciłam się trochę w Markiem, wiesz, jaki on jest. - zaśmiała się. - W ogóle znalazłam ostatnio fajny film w kinie. Przejdziemy się razem? - nawijała. - A co w ogóle u ciebie? Tak do nikogo się nie odzywasz... Wszystko w porządku?
A do kogo mam się odzywać? Głupia. Oczywiście, że nie jest w porządku!
- Tak, tak. - wymusiłam uśmiech. - Wszystko dobrze. Nic się nie stało. Tak jakoś nie chce mi się mówić. - zaśmiałam się nieco sztucznie, ale chyba tego nie zauważyła.
Nagle pojawiła się Mandy.
- O, Mandy! - Cassie od razu do niej pobiegła.
Wywróciłam oczami i usiadłam, na ławeczce pod salą. W końcu zadzwonił dzwonek. Po chemii były jeszcze trzy inne lekcje. Minęły w miarę szybko.
Wracałam do domu pogrążona w rozmyślaniach. Nagle dostałam SMSa od Cassie. Pisała o... właściwie, to nie wiem, o czym pisała. Wiadomość była chaotyczna. Zadzwoniłam do niej. Mówiła, że to stary SMS przez przypadek się wysłał. Kłamała. Znowu. Pewnie znowu mnie do kogoś obgadała. Już czwarty raz dałyśmy szansę naszej przyjaźni. To miał być ostatni raz. Obiecała, że więcej nie będzie opowiadać innym o moim prywatnym życiu.

-Tyle razy cię zawiodła...
- I?
- Czemu to ciągniesz?
- To moja przyjaciółka. Zależy mi na niej.
- Głupia. Tobie zależy.
- No własnie. Zależy mi.
- Ale czy jej zależy?
- Nie wiem.
- Mówiłem, że umarłaś.
- Nie.
- Jak nie? Przecież widzę, jak to na ciebie działa.

Kilka dni później Cassie odcięła się ode mnie niemal całkowicie.
Czemu? Co się stało?
Nagle Mandy do mnie podeszła i z pretensją w głosie zapytała:
- Czemu opowiadasz innym, że ci dokuczam?
- Nie mówiłam nic takiego... - zaprotestowałam. - Kto ci tak powiedział?
- Cassie.
Zacisnęłam ręce w pięści.
Uspokój się, uspokój...
Przemaszerowałam przez korytarz i zatrzymałam się przed Cassie.
- Posłuchaj, Cassie. Muszę ci coś powiedzieć. - zaczęłam. - Nie przyjaźnimy się już. - patrzyła na mnie obojętnym wzrokiem. - Dopiero się pogodziłyśmy, była mowa o ostatniej szansie, ale tobie chyba nie zależy. - starałam się opanować gniew, nie wiedząc,czy kiwa głową na "tak", "nie", czy na "obojętne mi to". - Przepraszam, ale nie umiem tak dalej tego ciągnąc. - zakończyłam.
Cassie wzruszyła ramionami i nic nie mówiąc odeszła do Mandy.

- Ludzie, to świnie.
- Co ty tam wiesz?
- Spójrz na Cassie.
- Patrzę. I co?
- To nie świnia?
- Chyba jednak coś tam wiesz...

Jakiś czas później, Cassie podeszła do mnie znowu. Śmiała się. Cieszyła. Tylko z czego? Wysłuchałam jej słowotoku o Marku, Mandy, rodzicach, głupim filmiku w internecie, że ludzie to idioci.
Ludzie, to idioci. Głupia, ale ma rację. 
Dotarło do mnie, jak idiotyczna jest ta sytuacja. Zaraz zadzwonił dzwonek na lekcję i przerwał wywody Cassie. Na całe szczęście.
To była ostatnia lekcja. Po powrocie do domu skuliłam się na łóżku. Sama, ze swoimi myślami.
Rzeczywistość się babra,
Ci ludzie dookoła tylko bla, bla, bla, bla,
Nic się nie zmienia, odkąd Kain zabił Abla.
Bolało mnie to. Cassie mówiła, że się przyjaźnimy, tyle spędziłyśmy razem czasu, tyle obietnic... Pod powiekami poczułam pieczenie łez. Zwinęłam się pod kołdrą i zasnęłam, marząc, aby się tutaj już nie obudzić.

- I co teraz?
- Miałeś rację.
- Gdybym tylko zauważyła to wcześniej...
- Ucz się na błędach. Ludzie, to świnie.
- Może nie koniecznie od razu świnie.
- Bronisz jej?
- Nie. To nie jest świnia. 
- Jak nie, jak tak?
- Nie jest świnią. Po prostu nie jest godna przyjaźni.
- Płaczesz?
- Nie.
- Przecież widzę.
- A nawet, jeśli, to co?
- To jej wina. Wiedziała, że masz problemy.
- Mam problemy, bo tobą rozmawiam.
- Możliwe.
- Więc odejdź.
- Nie.
- Czemu.
- Bo kto inny uświadomiłby ci, że umarłaś?
- Nie wiem.
- A kto inny uświadomi ci, kiedy ożyjesz?





_________________________________


Opowiadanie napisane pod wpływem późnonocnego impulsu (jest godzina 00:37). Mimo wszystko, jest chyba bardziej zrozumiałe, niż Antygona ma wzór wam dać...
Tekst o Kainie i Ablu zaczerpnęłam z Tumblr'a. Znalazłam tam fajnego bloga z cytatami, jeśli właściciel się zgodzi, to może kiedyś podam linka.
Czekam na komentarze! ^^

4 komentarze:

  1. Tak, zdecydowanie bardziej zrozumiałe od poprzedniego. ^^
    Błędów prawie nie ma - drobne literówki i pod koniec "niekoniecznie" zapisane osobno - szczegół. :D

    Opowiadanie... najpierw myślałam, że smutne. A pod koniec stwierdziłam, że melancholijne.
    Hm, moja interpretacja jest tak pogmatwana, że sama jej nie rozumiem i nie potrafię zapisać. :')
    W każdym razie - świetnie opowiadanie. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawa jakie ma problemy... A ci ludzie wokół jacyś tacy... dziwni. Tylko ten ktoś w głowie gada jakoś z sensem XD. Opowiadanie bardzo mi się spodobało. Weny !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest jeden błąd, który rzucił mi się w oczy to "niekoniecznie", które pisze się razem. Ale o tym już wspomniała Kasia. A oprócz tego to jeszcze po "Czemu" powinien być znak zapytania zamiast kropki, ale to już jest szczegół.

    Moja interpretacja jest tak dziwna, że nie potrafię jej ubrać w słowa. Chociaż na początku byłam pewna, że główna bohaterka zabije tą Cassie... czy coś. Myślałam o jakiejś zemście, niekoniecznie krwawej. Ale bardziej podoba mi się oryginalna wersja. Jest taka delikatna. No, ślicznie wyszło *^*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Podobało mi się, co tu napisałaś. Sama lubię pisać takie melancholijne opowiadanka. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń