Ile osób już tu zajrzało?

Czym jest "Link do mojej głowy"?

Ten blog, to zbiór tego, co siedzi w mojej głowie.
Wszystko, co podpowie mi wena i serce, przekładam na różne teksty - wiersze, opowiadania, itp.
Ten blog to zsyp moich myśli, ubranych w słowa.

sobota, 26 grudnia 2015

Rozmowa z depresją


- Jak ci na imię?
- Depresja.
- Umiesz opisać się w dwóch zdaniach?
- Jestem beznadziejna, bo nikt mnie nie kocha. Nie powinno mnie tu być, bo zawsze jestem fałszywa, bo zakładam tylko wesołą maskę dla ludzi, a tak na prawdę cały czas jestem smutna i nic nie warta.
- Tylko tyle?
- Miały być dwa zdania.
- A co najbardziej lubisz?
- Lubię płakać. Żyję ciągłym cierpieniem. Lubię też rysować. Tylko, że nie potrzebuję papieru, ani ołówków, kredek, czy innych tego typu akcesoriów. Wystarczy mi coś ostrego. Jako papier używam ciała. Czasami potrzebne są plastry, albo bandaże. Lubię też cukierki.
- Moge zobaczyć twoje rysunki?
- Nie.
- A jak nazywają się twoje ulubione cukierki?
- Tabletki nasenne.
- Masz marzenia? Co chciałabyś w życiu osiągnąć?
- Nie mam marzeń, bo nie zasługuję na to, aby je mieć, ani na to, aby się spełniły. Nie chcę żyć.
- Czemu? Myślisz, że śmierć coś rozwiąże?
- Nie powiedziałam, że chcę umrzeć. Ja po prostu bardzo nie chcę żyć.
- Jaki kolor lubisz najbardziej?
- Czarny.
- Gdzie żyjesz?
- W ciemności.
- Czy chciałabyś kiedyś wyjść z tej ciemności?
- A to w ogóle możliwe?
- Lubisz słyszeć komplementy?
- Nie lubię kłamstw.
-  A lubisz słyszeć krytykę?
- Prawdy też nie lubię.
- A co lubisz?
- Nic.
- Co najczęściej ci się śni?
- Nic.
- Jesteś na coś uczulona?
- Tak, na ludzi.
- Chciałabyś coś powiedzieć od siebie?
- Z czasem człowiek wymięka. Przestaje się uśmiechać, ignoruje innych. Nie daje sobie pomóc, przestaje komukolwiek ufać. Zdaje sobie sprawę, że nie ma żadnej wartości.
- A mogę być światełkiem w twojej ciemności?
- Jeśli ci się chce, to próbuj.

Tam, gdzie nie dosięga fala uderzeniowa



   Huk. To jedyne, co Nina i Siergiej usłyszeli pomiędzy drzewami. Potem nastała głucha cisza.
- Co się stało?! - krzyknęła przerażona Nina.
- Nie wiem! Schowajmy się tu. - Siergiej wskazał niedużą jaskinię.
- Boję się. - głos dziewczyny był rozedrgany.
- Ja też. - odparł chłopak. - Chodź, tu powinniśmy być bezpieczni. - usiadł we wskazanej wcześniej jaskini.
- Co to mogło być?
- Nie wiem. Jakiś wybuch? Może rzeczywiście wojna się zaczęła?
- Nawet tak nie myśl. To, że mówili o tym w telewizji, nie oznacza, że to prawda!
- Mówili tak dwa miesiące temu. Od tego czasu nie było nas w domu. Skąd masz pewność, że te podejrzenia się nie sprawdziły?
- Nie wiem. - Nina spuściła wzrok. - Może lepiej na razie nie wracajmy? Odczekajmy chwilę...
- Ani mi się śni w tym momencie wracać. Dobrze, że się zgubiliśmy. Może uda nam się przeżyć. Cholera wie, co tam się stało. Pieprzeni islamiści.
- Myślisz, że... - dziewczyna nie dokończyła. Zakryła dłonią usta.
- Zrzucili bombę? Oni są niepoczytalni. - poczuł niespodziewany przypływ adrenaliny. Teraz może będzie, jak w tych książkach scine fiction. Może zostali jedynymi w tym rejonie ocalałymi ludźmi? - Nie zdziwiłbym się, gdyby wpadli na pomysł zrzucenia na Moskwę bomby atomowej. - stwierdził. - Ale nie martw się. Jakkolwiek abstrakcyjnie w tym momencie to zabrzmiało, masz się nie martwić. Póki jesteśmy razem, nic nam nie będzie, rozumiesz? - powiedział w przypływie poczucia odpowiedzialmości i położył jej dłonie na ramionach, po czym przytulił do siebie. - Zaczekajmy do jutra. Rano rozejrzymy się po lesie. Na pewno ktoś oprócz nas przeżył.
Nina w odpowiedzi tylko pokiwała głową.
Resztę dnia spędzili w jaskini, nie wychodząc z niej ani na chwilę. W nocy było słychać pohukiwania sowy, oraz odgłosy innych nocnych ptaków. Nina i Siergiej nie mogli usnąć od natłoku przeróżnych myśli i emocji. Nocne leśne odgłosy wpływały na nich kojąco, a chłodne powietrze wypełniało ich płuca świeżością. Chyba tylko dzięki temu Nina jeszcze nie wpadła w histerię. Oboje mieli niezwykle bogatą wyobraźnię, ale Nina potrafiła łatwo spanikować, w przeciwieństwie do zawsze panującego nad emocjami Siergieja.
- Śpisz? - odezwała się półgłosem.
- Nie. Nie dam rady usnąć.
- Ja chyba też.
- Masz. - podał jej swoją bluzę. - Przykryj się.
- Ale przecież zmarzniesz... - próbowała zaprotestować.
- Nic mi nie będzie. Artur często mówił, że mam grubą skórę.
- Dziękuję.
 
   Kiedy Nina się obudziła, słońce było już wysoko. Słychać było świergotanie ptaków i zrobiło się cieplej, niż było w nocy. Przeciągnąwszy się, ziewnęła i rozejrzała dookoła. Ani śladu jej towarzysza.
- Siergiej? - poderwała się z miejsca. - Gdzie jesteś?! - wyszła z jaskini. Poczuła, że przyspiesz jej oddech.
- Nina? - usłyszała za sobą.
Podskoczyła w miejscu i gwałtownie nabrała powietrza do płuc. Kiedy się odwróciła, zobaczyła, że za nią stał Siergiej.
- Nie znikaj tak więcej!
- Przepraszam... Ty spałaś, a ja chciałem się rozejrzeć, a nie chciałem tez cię budzić... - zaczął wyjaśniać.
- Dobrze. - odparła. - Nieważne. Co teraz? - zapytała.
- Nie daleko stąd stoi jakiś dom. Co prawda trochę zniszczony, ale możemy go sprawdzić. - poinformował.
- Na prawdę? - ucieszyła się. - Prowadź! - powiedziała z uśmiechem.
Oboje ruszyli po śladach, które chłopak zostawił pomiędzy drzewami. W tym miejscu nie było zbyt wielu leśnych dróg, bo bardzo mało osób się tu zapuszczało. Dlatego kiedy ktoś tędy szedł, musiał zostawiać za sobą oznaczenia, aby się nie zgubić.
Po około piętnastu minutach marszu stanęli przed niewielkim drewnianym domkiem. Miał parter i jedno piętro. Niektóre okna były po wybijane, a te, które nie zostały wybite, były brudne. Pomimo tego, że znaczna część desek wyglądała na starą, konstrukcja wyglądała dość solidnie.
- Kim jesteście?! - nagle za nimi stanęła jakaś dziewczyna. Była średniego wzrostu, a w dłoni trzymała kamień.
- Zgubiliśmy się. Usłyszeliśmy wybuch i...
- Chwila, czy to nie wy zaginęliście dwa miesiące temu?
- Skąd wiesz? - zdziwił się Siergiej.
- Przeczytałam w gazecie. Chodźcie, przedstawię was chłopakom.
Nina i Siergiej spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym ruszyli za dziewczyną.
- Wasyl! Alexiej! - zawołała u progu domku. - Chodźcie no tu! Przyprowadziłam nam gości!
Usłyszeli kroki i zobaczyli dwójkę wysokich chłopaków.
- To są... - dziewczyna zaczęła, ale urwała. - Właśnie, nie przedstawiłam się! Ostatnio jestem strasznie zapominalska! - uderzyła się lekko dłonią w głowę. - Jestem Nadia.
- Siergiej.
- Nina.
- Ej, czy to nie wy zniknęliście w lesie? - zapytał jeden z chłopaków.
- Wasyl! - Nadia lekko go szturchnęła. - Tak się nie robi. Najpierw trzeba się przedstawić.
- Cześć, mam na imię Wasyl. - uśmiechnął się do Niny i Siergieja. - Już dobrze? - spojrzał na Nadię. W odpowiedzi skinęła głową.
- Ja jestem Alexiej.
- Miło nam. - odparł Siergiej. - Słyszeliście ten huk?
- Mówisz o tej bombie? - zapytała Nadia. - Alexiej dzisiaj rano znalazł gazetę. Zrzucili bombę. Musze przyznać, że dziennikarze są szybcy. Ja bym nie dała rady już następnego dnia rano o wszystkim napisać.
- Kto zrzucił? - przestraszyła się Nina.
- Islamiści. Od tygodnia mamy wojnę. - wyjaśnił Wasyl. - Dobrze, że jesteśmy w tym lesie.
- Możemy z wami zamieszkać? Przez jakiś czas? - od razu zapytał Siergiej.
- Pewnie. Im nas więcej, tym lepiej. - odparła Nina. - W końcu wojna, to nic przyjemnego, prawda?


*********************************************

Oto opowiadanie bez zakończenia!
Nudziło mi się, więc postanowiłam coś napisać. I napisałam o wojnie. Z tym, że wojna, to temat rzeka i można by o tym pisać, i pisać...
Zatem opowiadanie pozostawiam do dokończenia przez czytelnika ;) Czemu tylko ja mam się wysilać? :)

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Świetlisty deszcz


Dziewczynka biegała wąskimi uliczkami miasteczka. Jej roześmianą buzię otulały ciepłe promienie słońca jaśniejącego wysoko na błękitnym niebie. Dziewczynka śmiejąc się weszła do jednego ze sklepów.
- Dzień dobry! - zawołała.
Nikt jej nie odpowiedział. Była w tym świecie sama. Witała się tylko przez grzeczność. Była tak wychowana. Nie wiedziała, kto ją wychował. Po prostu pamiętała, że tak jej powiedziano. 
-  Mogę to wziąć, prawda? - spojrzała na opakowanie niewielkich świeczek o zapachu róż i zapałki, po czym wzięła je z półki. - Do widzenia!
Bardzo lubiła patrzeć, jak się palą. To wprowadzało dla niej swego rodzaju harmonię. Mały ciepły płomyczek tańczący tuż przed jej oczami zawsze sprawiał jej radość. Wbiegła na klatkę schodową jednego z budynków mieszkalnych, po czym po schodach pognała na drugie piętro. Jej kroki echem niosły się po klatce schodowej. Stanęła przed dużymi drzwiami z ciemnego drewna i nacisnęła złotą klamkę. Stała teraz w progu dość sporego mieszkania. Było ładnie, elegancko umeblowane z jasnymi ścianami i dużymi oknami, przez które wpadało dzienne światło i wypełniało wszystkie pomieszczenia. Dziewczynka przemaszerowała do salonu. Obok dużej sofy na podłodze było ustawionych kilka pluszaków i lalek.
- Patrzcie, przyniosłam nam świeczki. -  usiadła obok zabawek i położyła na podłodze opakowanie świeczek. - Czekajcie, pójdę po nożyczki. Trzeba rozpakować. - wstała i poszła do kuchni. 
Stanąwszy na palcach, ogarnęła wzrokiem blat. Nożyczek nie było. Może zostawiła je na stole? 
Odwróciła się. Też nic. 
Z westchnięciem wywróciła oczami. Musi zejść po nowe.
- Zaraz wracam! - powiadomiła zabawki, po czym wybiegła z mieszkania. 
Kiedy znalazła się na dole, truchtem ruszyła do sklepu papierniczego, który znajdował się na końcu ulicy. 
- Dzień dobry! - przywitała się. - Mogę je pożyczyć, prawda? - wzięła z półki nożyczki i wyszła ze sklepu.
Nagle zaczął padać deszcz. Pomimo tego, że niebo było niemal czyste, na ziemię spadały malutkie kropelki wody. Przydałby się parasol. Dziewczynka biegiem ruszyła do sklepu, w którym zapamiętała, że są parasole. 
Nagle zatrzymała się. Nie kojarzyła tych pawilonów, pomiędzy którymi teraz stała. Czyżby się zgubiła? Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzało.
Deszcz zaczął przybierać na sile. Nagle zobaczyła przed sobą schody prowadzące do jednej z kamienic. Siedziała na nich jakaś dziewczyna. Jej włosy były spięte z tyłu głowy, a sukienka zwisała niemal do ziemi. Kilka kosmyków opadało do przodu i powiewało na delikatnym wietrze. Dziewczynka widziała tylko cień, bo za ową postacią było światło, przez co nie było widać kolorów. 
- Maja? - dziewczynka zobaczyła w tej postaci swoją starszą kuzynkę, która zniknęła dwa lata temu w niewyjaśnionych okolicznościach i do tej pory nikt jej nie widział. Maja była dla niej jak rodzona siostra. Zawsze miała dla niej czas, bawiła się z nią. 
Dziewczyna wstała. Krople deszczu rozbłysły złotym światłem, oślepiając dziewczynkę. Przymknęła oczy. Świetlista biel zaczęła wypełniać wszystko dookoła...

Otworzyłam oczy. Gdzie ja jestem? Czemu tu jest tak jasno?
Chwila, białe ściany, jasna pościel... i to pikanie...
- Doktorze, obudziła się! - jakaś kobieta wybiegła z pomieszczenia, w którym byłam.
Chwilę później przy moim łóżku pojawił się mężczyzna o siwych włosach, ubrany na niebiesko.
- Kim pan jest? - wymamrotałam.
- Jestem lekarzem. A ty jesteś w szpitalu. Spałaś dobre dwa miesiące.
- Moment, spałam? - nie mogłam uwierzyć. Jakim cudem ja spałam aż przez dwa miesiące?
- Tak, już myśleliśmy, że nigdy się nie obudzisz. - odparł. - Powiedz mi, jak się nazywasz?

czwartek, 3 grudnia 2015

Trójca śmierci

 
Zachód słońca rozsiewał na wiosennym niebie różne odcienie różu, fioletu i pomarańczu. Resztki promieni słonecznych odbijały się w tafli wody jeziorka ukrytego nieopodal lasu. Owe jeziorko nie było duże, a dno było osadzone zaledwie trzy metry pod powierzchnią  niemal krystalicznie czystej wody. Niewiele osób zapuszczało się w to miejsce. Szczególnie o tej porze roku, kiedy dni nie były jeszcze wystarczająco długie aby pokonać odległość dzielącą owe jeziorko od niewielkiego miasteczka tami z powrotem. Należało przejść przez prawie cały las. Tylko wielcy miłośnicy polowania przychodzili tu od czasu do czasu w poszukiwaniu dobrej zwierzyny. Słońce szybko schodziło z nieba ustępując miejsca księżycowi. Z każdą chwilą zapadał coraz większy mrok.
- Zofio, Amando, już czas. Księżyc wstaje i błyszczą gwiazdy. 
- Zuzanno, musisz nas tak wcześnie budzić? - przeciągnęła się Amanda. - Nie pamiętasz już, co się działo wczorajszej nocy?
- Daj spokój, Amando. - Zofia wywróciła oczami. - Dni są coraz dłuższe, a tobie dalej mało?
- Oczywiście. Przecież...
- Nie kłóćcie się znowu. - Zuzanna przerwała jej wpół słowa. - Już czas. Widzicie? - wskazała niebo. - Księżyc już wysoko. Zaraz znowu przyjdą kłusownicy.
- Cieszę się, że utonęłam tak blisko Błędnego Lasu. - westchnęła Amanda. Ów las nie bez powodu był nazywany błędnym. Wielu kłusowników zniknęło tu bezpowrotnie. Kto wie, co się z nimi stało? Plotki mówiły, że zamieszkują go rusałki, ogniki i topielice. 
Nagle ich uszu dobiegły czyjeś kroki. Kłusownicy.
- Zofio, Zuzanno. - Amanda ściszyła swój głos do szeptu - Wiecie, co macie robić, prawda?
Obie jej towarzyszki zadowolone skinęły głowami.
- Pomocy! - krzyknęła Zofia czując, jak łzy płyną po jej twarzy. - Proszę...! - rozpaczała. - Pomocy, tonę!
- Gdzie jesteś? - usłyszała męski głos i zaczęła szamotać się w wodzie. Z jej piersi wydobył się urywany szloch. - Podaj mi rękę! - nakazał mężczyzna.
Zofia chwyciwszy jego rękę w swoje zimne dłonie, uwiesiła się na nim całym ciężarem swojego ciała. Wtem spod wody wynurzyła się Zuzanna. Ni to krzycząc, ni śmiejąc się z całej siły pociągnęła mężczyznę w dół. Krzycząc, zaparł się mocno nogami aby nie wpaść do wody. Na marne. Kiedy za nim z krzaków wyszła Amanda, stracił panowanie nad sobą i kolana się pod nim ugięły jednocześnie skazując go na śmierć. Jego towarzysze owładnięci strachem mieszającym się z szokiem zaczęli się wycofywać. Uciekli zostawiając przyjaciela na pastwę topielic. Jego oprawczyniami wstrząsnął opętańczy śmiech. Amanda pchnąwszy go w stronę wody, wskoczyła do jeziorka aby dołączyć do pozostałych dwóch dziewczyn. 
- To koniec! - krzyczały na zmianę. - Już nie ma dla ciebie ratunku!
W szamotaninie ich długie jasne włosy zaczęły oplatać ręce, nogi i szyję mężczyzny tworząc sieć. Mężczyzna pod ciężarem trzech topielic nadaremno próbował walczyć o kolejne oddechy. Jego głowa znalazła się pod wodą, a z ust wypuścił resztki powietrza znajdujące się w płucach, które teraz były zastępowane wodą. Obraz przed jego oczami zacierał się, aż w końcu zniknął. Teraz w głowie mężczyzny była już tylko wieczna ciemność. Jego ciało bezwładnie opadło na dno jeziorka. Ciałami topielic nadal wstrząsał szaleńczy śmiech. W końcu ustał.
- Zofio, Zuzanno, dawno się tak dobrze nie bawiłam. - zadowolona Amanda odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. - Oczywiście pomijając to, co było wczoraj. - uśmiechnęła się na wspomnienie dwóch mężczyzn, którzy najpierw wyciągnęli ją z wody, a później zostali tam wepchnięci i szamotali się przez dobre pół godziny.
- Tak. - Zofia cicho zaśmiała się. - To była zabawa. - przyznała jej rację.
- Chodźmy spać. Nie minie parę godzin, a księżyc opuści niebo. - zaproponowała Zuzanna. - Musimy odespać wczorajszą noc.
- Oczywiście. - topielice przyznały jej rację.
Chwilę później wszystkie już spały. 
Minął dzień i nastała kolejna noc.
- Zofio, Amando, księżyc wstaje i błyszczą gwiazdy.


******/\******/\******/\******/\******/\******/\***

Opowiadanie napisałam na zadanie domowe na następny dzień. "Napisz opowiadanie fantastyczne o słowiańskich demonach". Fajne, nie? I ta pora... 23:23. Ta godzina fajnie wygląda. Taki niczym niezaburzony system. Ale cóż, lepiej późno, niż wcale ;)